U mnie chyba jak @sruba mógłbym dać parę linków do realizacji. Ale to chyba się nie przysłuży wątkowi. Taka fota w studiu do bilboardów dla TP SA. Mówię do modela (prywatnie mój syn)
- uśmiechnij się
- mmhmmhm (jakiś niesprecyzowny mamrot i karp na twarzy)
- uśmiechnij się proszę
- (wycedzone przez zęby) ja nie uuuummmmiem się śśśśśśmiać
No to zrobiłem
- - - - kolejny post - - - - - -
Przy stosowaniu SSA nosiło się światłomierz punktowy lub, lepiej, na matówce za pomocą kasety pomiarowej (miałem taką w Sinarze). Ideą SSA w przypadku materiałów negatywowych było takie dobranie ekspozycji aby najgłębsze cienie były naświetlone najlżej jak się da ale przenosząc wszystkie informacje. Takie postępowanie dawało najlepszy możliwy negatyw do otrzymania pozytywu. Bo jak wszyscy doskonale wiemy ziarno jest związane z pierwiastkiem z gęstości optycznej, oraz podczas przejścia przez gęstsze warstwy powiększa się odblask dyfuzyjny. Podsumowując bardzo dobry negatyw wyglądał na niedoświetlony.
Można powiedzieć, że ten system wiązał naświetlenie z kontrastem sceny fotograficznej. Jeśli cała scena miała powiedzmy 5 EV to naświetlało się ją lżej niż scenę z 7 czy 9 strefami. SSA przydawało się świetnie w pracy z materiałami odwracalnymi bo tam należało "wtłoczyć" całą scenę w 7 stref (bo tyle miał użyteczny odcinek naświetleń). W plenerze skazywało nas to na decyzję co tracimy (górę czy dół) natomiast w studiu pozwalało sprawdzić czy poziom światła wypełniającego jest odpowiedni. Bo tam chodziło o to aby scena miała idealnie 7 stref. Pracowało się z dokładnością 1/3 EV - przynajmniej u mnie.
Najlepszą cechą SSA było uzmysłowienie sobie związku między kontrastem własnym obiektu, kontrastem oświetlenia a wynikowym kontrastem sceny fotograficznej. Ten ostatni jest iloczynem pierwszych. Przy bardzo dokładnej pracy można to traktować lokalnie a nie globalnie.
Szukaj
Skontaktuj się z nami