Cześć! Żeby nie było, że tylko siedzę w krzakach i podglądam nastolatki, postanowiłem coś napisać.
Przygodę z robieniem zdjęć zacząłem od iPhone w 2014 roku, potem był D3300, który prawie zabił u mnie zajawkę na ambitniejsze fotografowanie, ale też co nieco nauczył. W międzyczasie odkryłem, że obrabianie RAW-ów sprawia mi dużą frajdę i potrzebuję lepszego sprzętu. Doszedłem do wniosku, że chcę wejść w fotografię całym sobą - niech to będzie hobby, które mnie definiuje. Obejrzałem całego Youtuba, przeczytałem parę książek i kilkadziesiąt magazynów i ostatecznie uznałem, że jedząc tynk ze ścian, przez kilka następnych lat, da się przeżyć, kupiłem więc Nikona Z 6 II, niedługo po premierze. Najpierw były retro-obiektywy na M42, potem kilka dobrej klasy, natywnych stałek i Nikkor 200-500 5.6E, bo choć fotografuję wszystko co się rusza lub stoi w miejscu, to największą frajdę sprawia mi dzika przyroda. Wszystko fajnie, pięknie, ale... po pierwsze nie zawsze chcę, idąc w miejsca, w których można dostać po łbie, brać ze sobą aparat, na który mnie nie stać, a po drugie, to ciągłe przepinanie obiektywów w terenie, kładzenie wielkiego, ciężkiego Nikkora 200-500 na ziemi, walka z kurzem na matrycy, zaczęły doprowadzać mnie do szału. Stwierdziłem, że potrzebne jest drugie body.
Sprzedałem więc adapter FTZ a za odzyskaną kasę kupiłem Nikona D300, żeby go podpiąć pod tego 200-500 raz i już nie odpinać.
No i przyznam szczerze, że to był strzał w dziesiątkę. Jakość zdjęć jest świetna, niewiele straciłem w stosunku do Z 6 II, bo - może i ma mniej megapixeli, ale jest cropem więc mam większy zasięg i nie muszę już odcinać brzegów kadru, żeby wyeksponować temat, na jedno więc wychodzi. Strata jest bardzo duża w czułości ISO, Z-tka pozwalała mi uzyskać akceptowalną jakość na ISO 3200, a D300 kończy się na ISO 800, ale i tak, jak paranoik dążyłem zawsze do fotografowania na najniższej wartości. Myślę, że w fotografowaniu przyrody da się z tym żyć. Nie będę przecież szukał w lesie łosi nocą...
Są rzeczy, które wypadają nawet lepiej niż w czternastokrotnie droższej i 14 lat młodszej Z-tce. Po pierwsze autofocus w D300 przy fotografowaniu dzikich stworzeń jest lepszy, efekt "szukania" punktu ostrości jest krótszy i częściej zatrzymuje się we właściwym punkcie, a nie przelatuje przez niego. No i wizjer optyczny, tu byłem sceptyczny, gdy ludzie o tym pisali, ale faktycznie do fotografowania np. ptaków dużo lepiej się sprawdza. Długie obserwowanie i czajenie się przy wizjerze elektronicznym w Z-tce szybko spalało akumulator i irytowało tym, że aparat usypiał zawsze wtedy, gdy zaczynało się coś dziać. Obudzenie go też trwało za długo.
Ogólnie rzecz ujmując, jestem zachwycony tym aparatem, jego ergonomią i jakością zdjęć oraz jego stanem technicznym i ceną! Gdybym posiadał tą wiedzę, którą mam teraz przed wydaniem tych wszystkich pieniędzy, nie wiem czy nie poczyniłbym bardziej rozsądnych zakupów. Jednym z wniosków, jakie wyciągnąłem z tej lekcji jest taki, że najważniejszy jest dobry obiektyw, body to sprawa małej wagi.
Zaznaczam, że ta euforia jest wynikiem testów z długą ogniskową. Domyślam się, że nie byłoby tak pięknie, gdyby chodziło o zakres 20-100mm oraz szkła manualne.
Miewacie podobne historie?
Szukaj
Skontaktuj się z nami