Wrzucę, bo może kolegów zainteresuje.
https://warszawa.wyborcza.pl/warszaw...C-B.1-L.1.duzy
Artykuł z GW, dla niemających dostępu wkleję całość
"Oszuści ukradli tożsamość prawdziwym fotografom.
Potem naciągali w internecie młode pary na zdjęcia ślubne i zostawiali na lodzie


Najpierw zobaczyli zdjęcia swoich twarzy. Potem opisy: studia, imiona, doświadczenie. Tylko nazwiska się nie zgadzały. Ktoś w internecie wykorzystał ich tożsamość, by pobierać zaliczki od klientów za filmowanie ślubów. Zawsze na odległość.
Monika. Uśmiechnięta blondynka. Absolwentka studium fotografii we Wrocławiu (ukończone z wyróżnieniem) i studentka Uniwersytetu Śląskiego w Opawie. W pracy fotografa najbardziej kręci ją kontakt z człowiekiem. Łukasz. Absolwent studium fotografii we Wrocławiu (wyróżnienie), zarządzania i prawa. Specjalista od oświetlenia, obróbki i marketingu. Pracują we dwoje. „Zastanawiacie się, po co komu dwóch fotografów? Już tłumaczymy” – piszą na swojej stronie internetowej. I wyjaśniają: „Na ślubie dzieje się wiele. Dzięki dwóm fotografom żadna ważna chwila nie zostanie pominięta”.

Tyle Monika Łopacka i Łukasz Jurczyk ze strony perfectlove.pl.

A teraz Monika i Łukasz Wilczyńscy. Strona wilczynscystudio.pl. Studium fotografii we Wrocławiu, Uniwersytet Śląski w Opawie, zarządzanie i prawo. „Zastanawiacie się, po co komu dwóch filmowców? Już tłumaczymy. Na ślubie dzieje się wiele...”.
Nie ma takiego numeru
– Strona wyglądała profesjonalnie. I wiarygodnie – wspomina Aleksandra Marzec z Krakowa. Ślub bierze w czerwcu 2020 r. Fotograf już zamówiony. Ale prócz zdjęć Aleksandra wymarzyła sobie film z uroczystości i wesela. Dłuższy, godzinny i krótszy: trzy, cztery minuty, jak teledysk. To przebój branży ślubnej. Pary wyglądają w nich jak bohaterowie filmu z niezłym budżetem. – Cena za wideo u Wilczyńskich była konkurencyjna. 1700 zł. Można znaleźć oferty za 1200 zł, nawet za tysiąc, ale one odstają jakością. Filmowcy z tak dobrym portfolio biorą raczej 3 tys. zł – mówi Aleksandra.

Ofertę znajduje na planujemywesele.pl. To jedna ze stron w internecie dla przyszłych małżonków. Można na nich znaleźć wizytówki osób i firm, które oferują ślubne usługi. Żeby znaleźć się w katalogu, firma musi wykupić ogłoszenie i przejść weryfikację. Aleksandra z ogłoszenia wchodzi na stronę Wilczyńskich. Dzwoni, ale nikt nie odbiera. Pisze maila. Odpowiedź dostaje szybko. Monika Wilczyńska tłumaczy, że jest szczyt sezonu, pracy dużo, dlatego nie odbierali. Dalej wszystko toczy się już przez maila. Wilczyńscy termin mają wolny, przesyłają umowę. Aleksandra drukuje ją, podpisuje, skanuje i odsyła mailem. Wilczyńscy tak samo: podpisują, odsyłają. Jeszcze zaliczka: 500 zł na podany przez filmowców numer konta. Zaksięgowane. Obie strony umawiają się na kontakt w przyszłym roku, miesiąc przed weselem. Dogadają szczegóły, wybiorą piosenkę do teledysku.
Kilka tygodni temu na grupie na Facebooku „Panny młode – inspirujemy się wzajemnie” Aleksandra trafia na post. Jedna z kobiet alarmuje, żeby uważać na Wilczyńskich. Planujemywesele.pl rozesłało maila z ostrzeżeniem do ludzi, którzy kontaktowali się z filmowcami przez wizytówkę zamieszczoną w portalu.

– Weszłam na ich stronę. Już nie istniała. Wysłałam maila, ale dostałam zwrotkę, że nie ma takiego adresu. Telefon był włączony, ale nikt go nie odbierał – wspomina Aleksandra. Jeszcze raz przeczytała umowę. Adres Moniki Wilczyńskiej: Osiedle na Wzgórzach, Kraków. Zgadza się, jest takie. Tylko ten numer: 221 b. Aleksandra dopiero teraz wpisuje go w mapy Google’a. Nie ma takiego numeru.

Wszystko było realne
Kilka dni wcześniej Monika Łopacka i Łukasz Jurczyk dostają maila od innego fotografa z branży. Przypadkiem trafił na stronę Wilczyńskich. Znalazł na niej swoje zdjęcia. Portrety Moniki i Łukasza, rzekomo Wilczyńskich, wrzucił do Google Grafika. Wyszukiwarka odesłała go na stronę perfectlove.pl. – W ten sposób dotarliśmy do jeszcze dwóch innych fotografów. Autorzy strony wilczynscystudio.pl zrobili sobie zlepek materiałów pobranych z internetu, wykorzystali nasze twarze i tak zbudowali swój wizerunek – opowiada Łukasz Jurczyk.

Z maila znajomej wysyłają pytanie o ofertę. Wilczyńscy odpisują, potwierdzają, że termin mają wolny, informują o 500 zł zaliczki. Wtedy Łopacka i Jurczyk kończą korespondencję. Piszą do portali ślubnych, by usunęły wizytówkę Wilczyńskich. – Administratorzy jednej ze stron natychmiast zamieścili informację o oszustwie, napisali do swoich klientów. Okazuje się, że na tego typu portalach usługodawcy nie muszą podawać danych działalności gospodarczej, a jedynie maila i podstawowe dane. Niestety pary młode o tym nie wiedzą – mówi Jurczyk.

Jeden z portali zakłada grupę na Facebooku dla oszukanych par. Mechanizm był zawsze ten sam: wymiana maili, umowa podpisana przez internet, zaliczka. – Zrobiłam przelew, poprosiłam o potwierdzenie. Wtedy po raz pierwszy nie odpisali. Przypomniałam się. Przeprosili, że mają dużo wiadomości, musieli przeoczyć, ale wszystko w porządku. Wesele mamy we wrześniu 2020 r., umówiliśmy się na spotkanie miesiąc przed – wspomina jedna z przyszłych panien młodych z niewielkiej miejscowości przy granicy polsko-ukraińskiej. Prosi, by nie podawać jej imienia i miejsca zamieszkania. – Wcześniej w ten sam sposób, na odległość, podpisywaliśmy umowę z fotografem i zespołem. Wszystko było realne. Zbyt realne – przyznaje.

Aleksandra Marzec: – Nie chodzi tylko o 500 zł. Na umowie były nasze dane. Niektóre pary podały nawet numery dowodów osobistych.

Łukasz Jurczyk: – Umowy podpisywane na odległość to norma w branży, bo filmowcy i fotografowie obsługują całe regiony, nawet cały kraj. Trudno spotkać się z każdą parą, zwłaszcza w sezonie. My jednak zawsze wcześniej rozmawiamy przez telefon, umawiamy się na rozmowę przez Skype’a. Niestety, wiele z oszukanych par może zorientować się dopiero przed ślubem, że coś jest nie tak.

Takie sprawy zwykle się umarza
Jurczyk i Łopacka zgłaszają sprawę na policję w Katowicach, gdzie mieszkają. Mówią o kradzieży tożsamości, obawiają się o swoje dobre imię w branży. – Do naszej strony dotarło kilkanaście oszukanych par. Każdą kierowaliśmy na komisariat – wspomina Jurczyk.

Komenda policji odmawia jednak fotografom wszczęcia dochodzenia. Powód: brak znamion czynu zabronionego. Decyzję zatwierdza prokuratura. – Karze podlega ten, kto podszywając się pod inną osobę, wykorzystuje jej wizerunek lub inne jej dane osobowe w celu wyrządzenia jej szkody majątkowej lub osobistej. W tym przypadku prokurator ocenił, że podjęto przygotowania do takiego czynu, ale on nie nastąpił. Zgłaszający zeznał, że mogła wystąpić potencjalna szkoda. Nie ma czegoś takiego jak potencjalna szkoda. Decyzja prokuratury nie jest prawomocna, można się odwołać – mówi prokurator rejonowa Katowice-Zachód Aneta Paciorek.
A co z wyłudzeniem zaliczek od par czekających na ślub? Te sprawy są prowadzone, ale policja mówi, że to niełatwe.

Aleksandra Marzec: – Zgłosiliśmy sprawę na policję w Krakowie. Funkcjonariusz ocenił, że szanse na złapanie oszustów są małe. W takich przypadkach konta bankowe zakładane są na osoby podstawione, tzw. słupy, zwykle bezdomnych. Serwery stron znajdują się w innych krajach, więc trudno do nich dotrzeć.

Para z miejscowości pod granicą polsko-ukraińską: – Na policji usłyszeliśmy, że większość takich spraw jest umarzana.
Łukasz Jurczyk: – Pary wpłacały zaliczki na dane Moniki Wilczyńskiej. Z tego samego konta przelano opłatę za reklamę w jednym z portali ślubnych. Udało nam się zdobyć dane z przelewu. Widnieje tam niejaka Patrycja z Limanowej. Jeśli ta osoba jest prawdziwym oszustem, to mamy winowajcę. Podejrzewamy jednak, że może być podstawiona.

Oficer prasową komendy policji w Katowicach asp. Agnieszkę Żyłkę pytam, czy oszust stosujący tego typu metody rzeczywiście jest nieuchwytny. – Serwery spoza Unii czy nawet Europy znacząco utrudniają pracę śledczym. Metody na dotarcie do nich to wiedza operacyjna policji, której nie chcemy tłumaczyć, by nie szkolić przyszłych przestępców. Jedno jest pewne: prawie wszystko załatwiamy dziś wirtualnie, dlatego oszustwa internetowe są podstawą dzisiejszej przestępczości – komentuje Żyłka.

Wkrótce po zniknięciu strony wilczynscystudio.pl jeden z poszkodowanych filmowców trafił na kolejną. Opisy pochodziły ze stron popularnych fotografów ślubnych z Polski, zdjęcia i filmy – ze stron zagranicznych twórców. Strona wedfilms.pl też już nie istnieje.

Numer do Moniki Wilczyńskiej ze strony wilczynscystudio.pl cały czas jest aktywny. Nikt go nie odbiera."