Nie wiem, ile wy tam rzeczy trzymacie na dyskach, z których musicie codziennie korzystać. Ja mam 1 Tb dysk M.2 jako systemowy i 0,5 Tb zwykły SSD jako partycja D i to mi wystarcza do wszystkich bieżących prac. Wszystkie dyski talerzowe służą jako magazyn danych i podpięte je mam do zewnętrznych stacji dokujących podpiętych na stałe do kompa przez złącza USB z tyłu komputera. Mam "Icy Dock" na 4 dyski i "Fantec" na 2 dyski. Do tego "WD My Book Duo" z dwoma dyskami w macierzy jako kopia kopii najważniejszych fotek (tej stacji używam najrzadziej bo wrzucam tam tylko pakiety gotowych obrobionych materiałów).
Obie stacje mają zewnętrzny włącznik, więc żeby zobaczyć te partycje w kompie, klikam tylko włącznik na obudowie i tyle. Przerzucam dane, które są mi potrzebne, a potem je odłączam. Komp bez tych dysków w środku chodzi aż miło. Odkąd posadziłem Windowsa na dysku M.2 i wywaliłem te talerze na zewnątrz, nawet polubiłem się z tym nowym kompem. Wcześniej irytowało mnie nawet uruchamianie Windowsa. "Siódemka" przyzwyczaiła mnie do kilkusekundowej procedury, a przy "dziesiątce" komp zaczynał mi się "gotować" nawet przez 40 sekund. Małe rzeczy, a irytują.
Wiem, że jestem trochę staroświecki, ale tak już mam. Nie ogarniam tych sieciowych połączeń urządzeń, nie grzebię za głęboko w BIOS-ie, nic nie podkręcam i nie rozumiem większości dyskusji, które tu toczycie (szczególnie jakichś technicznych skrótów). Ba... Na co dzień używam wciąż napędu Bluray, który jest także moim sposobem archiwizacji danych
Skontaktuj się z nami