Jak już tak spamuję na N. to pozwolę sobie, oczywiście całość jest przedrukiem z Psionicznych. Ale że się lubimy.... Poza tym, miejsce Petra jest wartością samą w sobie, więc warto, by ktoś z Nikoniarzy tam zaglądną i zrobił foty (a przede wszystkim, coś kupił).

Miejsce owo znaleźliśmy tuż obok naszego pensjonatu, całkiem daleko od centrum Pragi, pod adresem Ke Stírce 1812/49a, pięć minut z buta od metra Kobylisy. Witryna tego miejsca zafrapowała nas już w piątek, ale niestety było zamknięte (choć stało napisane, że w piątki jest otwarte od 10 - 17). Jednak nie daliśmy za wygraną i spróbowaliśmy w sobotę. Było otwarte (choć stało napisane, że w soboty zamknięte).
Miejsce owo, które czarowało już przez szybę, od środka oczarowało nas do lekkiego opadu szczęki. Zbyt kiepsko posługuję się słowem, by oddać odczucia panujące w tym Miejscu. Coś pomiędzy filmami Jeuneta i Caro, a Pociągami pod Specjalnym Nadzorem. Coś pomiędzy czeskimi komediami, a rzeźbami Davida Černego. Coś pomiędzy cesarsko-królewską mortadelą, a ulotnym zapachem nielegalnego ziela. Pomiędzy dyskretnym urokiem czeskiej swobody obyczajowej a wyjebanym dystansem do sztuki i samych siebie.
A wszystkiemu uroku dodawał Pan i Władca tego Miejsca, Strażnik, Sprzedawca, Sztukmistrz i Rezydent całodobowy (co szło poznać po pryczy i niezdarnie ukrytym pod poduszką Playboyu) - Peter. Peter, znacząco waniający wczorajszą Beherovką.
Miejsce owo składa się z trzech pomieszczeń. W pierwszym, znajdowały się Rzeczy chyba te cenniejsze, powsadzane do szaf, szafek, gablot i gablotek. W drugim były już przedmioty większych gabarytów (te których wsadzenie pod pazuchę było raczej trudne), zaś pośrodku podłogi wyrastało drzewo, którego konar niknął gdzieś w suficie. Trzecie pomieszczenie zajęte było przez niemniej czarodziejskie przedmioty, zdecydowanie największe.
Spędziliśmy tam zdecydowanie za mało czasu, a ja byłem rozdarty pomiędzy oglądaniem a robieniem fotek. Wydaliśmy wszystkie nasze korony, plując sobie w brodę, że nie wybraliśmy ich więcej ze Ściany Płaczu. Kupując barometr, starą reklamę campari i dzbanek - nawet nie próbowaliśmy się targować, bo targować się z Petrem to jak kopać małego szczeniaczka. A propos szczeniaczka, to w bonusie dostaliśmy małą figurkę jamnika z uszczerbanym nosem.

Jeśli ktoś z Was kiedykolwiek będzie wybierał się do Pragi, zanim wybierze się w okolice Bramy Prochowej i Mostu Karola, zanim zacznie przeciskać się przez tłumy japońskich turystów i zanim wyda swe koronki na ******* "pamiątki" made in china, niech uda się na ulicę Ke Stírce 1812/49a i niech kupi sobie prawdziwe pamiątki z czeskiej Pragi w miejscu zwanym: Zbytečné Věci.
Tylko niech stuka mocno w szybę, bo Peter może jeszcze spać.