Zamieszczone przez
2pompony
Opowiadałem już tą historię, ale powtórzę ją w dużym skrócie: kiedyś byłem proszony przez coś w rodzaju prywatnej szkoły o poprowadzenie wielowykładowego kursu PSa. Przed wyrażeniem zgody poszedłem na rozmowę, co konkretnie mam wykładać, bo to jest program służący wielu różnym, niekoniecznie stycznym ze sobą platformom: fotografii, poligrafii, filmowi (ze szczególnym uwzględnieniem animacji) - i wypadałoby się do tego odpowiednio przygotować, a nie tak z marszu...
Szef szkoły był mną zachwycony! I poligrafia, i film - no patrzcie państwo, a nie tylko dorysowywanie wąsów fotografiom. Z tego zachwytu postanowił być ze mną szczery i powiedział, że mam oczywiście wspomnieć o wszystkim: o filmie, o poligrafii, o fotografii, no w ogóle o wszystkim, ale tylko wspomnieć, ale żeby nie nauczyć za dużo.
Zrobiłem duże oczy i pytam - jak to NIE nauczyć? Przecież mam prowadzić wykłady - czyli uczyć właśnie!
Cały zachwyt mu wtedy minął... Spojrzał na mnie jak na debila i powiedział słowa, które utkwiły mi w pamięci: chłopie, ty nie masz za zadanie ich uczyć! Twoim zadaniem jest wyciągnąć z nich kasę, i odpowiednio zareklamować kursy wyższego poziomu.
Mogłem wykazać się inteligencją i siedzieć cicho, ale czepiając się ostatniej szansy spytałem cicho - czy na tych kursach wyższego stopnia będzie się nauczać?... Spojrzał na mnie jak na robaka i odparł spokojnie że nie, że będzie się wyciągać kasę, tylko odpowiednio wyższego poziomu. Okazało się, że on wiedział wcześniej ode mnie, że ze mnie materiału na wykładowcę nie ma i nie będzie.
Być może dzisiejsze kursy są rewelacyjnie prowadzone, może są niebywale kształcące a prowadzący je ludzie wychodzą ze skóry, żeby kształcić sobie konkurencję - ale ja noszę w sobie traumę po tamtej próbie i do takich okazjonalnych szkoleń podchodzę z rezerwą.
Skontaktuj się z nami