Zaangażowana próba oddania przebiegu wypadków w chwili zakupu obiektywu oraz opis samego produktu, w celu jego umieszczenia jako opinia, by i inni mogli podjąć właściwy wybór.
Trzy lata temu wszedłem do poznańskiego Starego Browaru, aby zakupić obiektyw, któremu poświęcone są poniższe komentarze. Jak spostrzegłem, niemalże sto procent z nich przedstawia nieukrywany zachwyt. To krzyk czy nawet ryk zadowolenia. I aby sprawy od samego początku były jasne – absolutnie mnie to nie dziwi. Jednak wracając do mojej opowieści. Wkraczam do sklepu AB foto. Z uwagą oglądam półki. Czy obiektyw, dla którego pokonałem tak wiele przystanków tramwajowych, dobijając się przesiadkami, został wykupiony na krótko przed moim dotarciem? To możliwe, jednak mało prawdopodobne, bowiem na krótko przed wyjściem wykonałem telefon, celem upewnienia się, iż moja podróż miejskimi środkami lokomocji nie będzie jałowa, bezcelowa. Uspokojono mnie. Dowiedziałem się, że obiektyw jest, gotowy, aby trafić w moje ręce. Przed wyjściem dokładnie odliczyłem pieniądze. Liczyłem je bacznie, bowiem pomyłka kosztowałaby mnie sporo – wstyd oraz dodatkową mordęgę. Wstyd, bo wyszedłbym na sknerę i dusigrosza, który w obawie o popadnięcie w koszty, nigdy nie wyjdzie z domu z choćby złotówka ponad to, co należy wydać. A dodatkowa mordęga dlatego, że moja omyłka wiązałaby się z koniecznością większej udręki podróży tramwajami, bo oto trzeba będzie wracać, by dołożyć tą pominiętą, np. stówę, jechać z powrotem do sklepu i wreszcie udać się z nowym sprzętem do domu. A bilety także za darmo nie są.
Zatem jestem w sklepie. Dokładnie analizuję wystawę. Korpusów sporo, jeszcze więcej obiektywów. Jednak gdzie ten, po którego przyjechałem? Wdziera się atmosfera niepokoju i irytacji. Mijają kolejne sekundy. Nadal nic. Mój wzrok spoczął na Nikonie D4S. Dłuższa chwila rozmarzenia i osłupienia. Rozmarzenia, bo oto jeszcze nigdy nie byłem tak blisko obiektu moich marzeń, a ma konsternacja była spowodowana tym, iż nie sądziłem, że aparat był tak ogromny. Wiedziałem, że nie był mały, że dużo większy od mojego D7000, ale to, co ujrzałem tamtego dnia w sklepie, było prawdziwym szokiem. I oto nagle kieruję wzrok nieco w lewo. Jest. Nikt go nie kupił. Jest tu i czeka na mnie. Serce szaleje. Oddech coraz to szybszy. Uspokajam się. A przynajmniej podejmuje taką próbę. Kieruję wzrok na sprzedawcę. Udając nieco ospałego i znudzonego zapytuję się, czy obiektyw 85mm 1.8G znajduje się jedynie na wystawie czy może i na zapleczu, bowiem nie miałem zamiaru kupować sprzętu, który zapewne wielokrotnie był w rękach klientów, którzy chcieli „sprawdzić jego solidność”. „Ależ skąd! Jest i na zapleczu”. Słyszę, dalej kontynuując moje przedstawienie, że niby wcale nie jestem skrajnie podekscytowany. Proszę o egzemplarz nie z wystawy. Sprzedawca znika. Nie ma go dłuższą chwilę, a ja już rozumiem w pełni, iż moje przedstawienie nie mogło się udać. Rozszalałe serce nie dawało mi żadnych szans, by móc ukryć skrajne podekscytowanie. Miałbym większe szanse, gdybym postanowił płynnie mówić po japońskim, choć nie znam w tym języku nawet jednego słowa. Sprzedawcy dalej nie ma. Teraz nadeszła pora na niepokojące myśli, typu: czy zabrałem z domu portfel? Jeżeli wziąłem, może okradli mnie w tramwaju? A jeżeli nie w tramwaju, może w samym sklepie? Kiedy? A właśnie wówczas, gdy z takim zaangażowaniem oglądałem marzenie każdego fotografa. A może… w tym momencie nadszedł ekspedient. W jego ręku lśniło opakowanie mojego wymarzonego obiektywu. Kładzie go delikatnie, ale nie tak, jakbym sobie tego życzył, a ja kieruję po niego rękę, aby podnieść go do mych oczu, i uważnie czytam opis na każdej ściance. Wszystko się zgadza. To ten obiektyw, po którego tu się fatygowałem. Ale czy na pewno? Przecież w środku może być cokolwiek.
- Czy mógłby Pan otworzyć i wyciągnąć obiektyw? Zadałem pytanie sprzedawcy, który nie udawał, ale naprawdę był znudzony.
- Naturalnie. To żaden kłopot.
Wyciągnął i podał. Tylko nie upuść, bo to byłby zdecydowanie najgorszy scenariusz, jakiego nie zdołałem tego dnia przewidzieć. Taka obawa uderzyła mnie jak grom z jasnego nieba. Gdyby tak jednak się stało, co mógłbym zrobić? Strach, że mogłem zapomnieć pieniędzy albo zabrać ich ze sobą niewystarczająca ilość, wydaje się teraz śmieszny. Uważnie oglądam podany przedmiot, tylko zamiast skupić się na jego analizie, moja uwaga ukierunkowana jest na to, aby nie doszło do najgorszego. Kolejne sekundy i najważniejsze, aby nie zdradzić swojego zdenerwowania. Ale ten teatr jest i tak żałosny. Nikt nie może uwierzyć w ten spektakl. Jednak najistotniejsze, to opanować drżenie rąk. Doskonale rozumiejąc, że w najmniejszy sposób tego nie powstrzymam, oddaję obiektyw oraz płacę.
Daruję dalszy opis przeliczania pieniędzy, wkładania obiektywu do plecaka, wychodzenia ze sklepu i powrotnej podróży.
Powinienem jednak napisać o właściwościach samego obiektywu, bowiem jest to coś, co może interesować Was bardziej niż opis mego zakupu.
Zatem obiektyw generalnie łapie ostrość celnie, i to przy najszerszej przysłonie, ale oczywiście zdarzają się wyjątki. Jednak odpowiedzialnością za niedoskonałość w tej kwestii obarczyłbym mój korpus – D7000. Sama ostrość przy przysłonie 1.8 jest wzorowa.
Tło pięknie, ujmująco rozmyte. Jakości wykonania nic zarzucić nie mogę. A gdybym tak zrobił, byłoby to nieuczciwe.
Piękno obrazu, jakie powstaje na matrycy za pomocą tego obiektywu, ujmowało me serce w dniu zakupu i czyni to po dzień dzisiejszy.
Dziękuję.
Szukaj
Skontaktuj się z nami