Islandia
Zmagań ze zwykłymi kadrami część kolejna...
Nad jeziorem Myvatn po wschodzie słońca zaczyna się kolejny letni dzień. Miliony małych muszek pojawią się lada moment, aby poprzez swoje wszędobylstwo(usta,uszy, oczy, nos, - zresztą każdy możliwy otworek na ciele, lub jego brak) skutecznie urozmaicić zwiedzanie turystom. Wtedy turyści z przerażeniem w oczach, ale spragnieni większej ilości wrażeń zaopatrują się w lokalnym hoteliku w specjalne siatki na twarz(a'la siatka pszczelarska z kapeluszem cowboya w jednym) i w akompaniamencie bzzz, wwwzzz, gzzz i innego buczobzyczenia wyruszają podbijać okoliczne pseudokratery(fragment jednego z nich po lewej).
Pisałem coś o pseudokraterach? Jeśli nie to ok - już nadrabiam:
Nazwa rzeczywiście zobowiązuje, bo kraterami wulkanicznymi to one w rzeczywistości nie są. 'Pseudo' w zupełności im wystarcza i wcale nie ujmuje. Miast wyrzucać z siebie obłoki lawy - wyrzucają kłębowiska gazów. Ot co - lawa napotyka wodę i łup! - mamy wybuch pod ziemią! Ciśnienie robi swoje - wypycha materiał gazowy, wraz z częścią lawy i wody, a wtedy tworzą się piękne stożki przypominające małe wulkany, wręcz wulkaniątka... Woda opada pod ziemię i proces może się powtórzyć.
Przynajmniej mój islandzki szpec od włóczykijstwa tak mi tę sytuację opisał, ładnie przy tym gestykulując i wizualizując całe zjawisko.
Muszę jeszcze kiedyś dorwać się do tych pseudokraterów i zrobić im jakiś oddzielny portret... Ale na dziś już dosyć..
Do zobaczenia wkrótce...
Pozdrawiam...
Rafał
Szukaj
Skontaktuj się z nami