A czy uważa Pan, że osoba, która zaczyna zajmować się fotografią powinna mieć już jakieś wykształcenie? Humanistyczne, bądź tak jak Pan z nauk ścisłych?
- Moim zdaniem nie jest to konieczne. Przykładem jest fotograf angielski Don McCullin, który nie miał żadnego wyższego wykształcenia. Po gimnazjum od razu zaczął robić zdjęcia. Ten człowiek ma niesamowitą intuicję i wrodzony, świetny sposób komponowania. Nie potrzebował żadnych studiów, aby być fotografem na bardzo wysokim poziomie.
Nauki ścisłe mają jedną przewagę nad naukami humanistycznymi. Dają człowiekowi lepsze narzędzia intelektualne do zbadania zagadnień, albo do analizy zjawisk. Nie ma miejsca na tzw. „lanie wody" lub na płytkość przemyśleń, jak u wielu humanistów. Najlepsze jest połączenie ścisłego umysłu z wrażliwością poety, tak jak to było u Celibidache (chodzi o poezję dźwięków, a nie słów). Uczył się matematyki i filozofii na Uniwersytecie w Bukareszcie. Poza nauką muzyki w konserwatorium w Berlinie uczył się także fizyki i matematyki na uniwersytecie. Obronił doktorat z muzykologii. Dzięki temu połączeniu, był nie tylko jednym z najlepszych dyrygentów XX wieku, ale odkrył także podstawy fenomenologii muzyki. Był też znakomitym nauczycielem. Istnieje pewne niebezpieczeństwo z myśleniem w sztuce. Trzeba wiedzieć kiedy i jak się nim posługiwać, oraz kiedy je wyłączyć. Intelektualne podejście do obrazu lub dźwięku może doprowadzić do płytkich ilustracji literackich lub do manipulacji emocjonalnej, zamiast do przekazu głębokich przeżyć. Myślenie a priori jest koniecznym punktem wyjścia. A posteriori, pomaga w intelektualnym zrozumieniu tego, co się stworzyło oraz do nie powtarzania własnych błędów. Natomiast, w trakcie tworzenia potrzebne jest tylko minimum myślenia po to, aby uporządkować elementy obrazu lub dźwięki. Intelektualizm w sztuce jest fatalny.
Po przyjeździe na stałe do Polski założył Pan, w 2000 roku, własną szkołę fotografii. Czy dlatego, że sam Pan był samoukiem i chciał Pan ułatwić start młodym ludziom, czy był też jakiś inny powód?
- Do uczenia potrzebne jest przede wszystkim powołanie i talent. Uważałem, że jeśli posiadam pewną wiedzę, to powinienem przekazać ją innym ludziom, a nie trzymać tylko dla siebie. Dlatego zacząłem uczyć. Okazało się, że w Ameryce przy ankietach anonimowych na różnych uczelniach gdzie wykładałem, zawsze wypadałem jako jeden z najlepszych wykładowców. A dlaczego założyłem własną szkołę? To wszystko przez deformację systemu edukacyjnego w Polsce. Gdyby Polska była normalnym krajem i profesorowie dostawaliby przyzwoite pensje, to dalej wykładał bym fotografię na wyższej uczelni. To nie jest normalne, żeby w naszym kraju wójt gminy zarabiał dwa razy więcej niż profesor zwyczajny. Prawie wszyscy wykładowcy są zmuszeni uczyć w kilku uczelniach lub szkołach, żeby godnie żyć. Nie żałuję jednak tego, że założyłem prywatną szkołę.
W Polsce jest wiele osób, którzy chcą się uczyć fotografii i nie potrzebują na przykład uzyskać dyplomu licencjata. Cieszę się, że w mojej szkole mogę im dać możliwość uczenia się fotografi na poziomie wyższych studiów bez formalności związanych z wyższymi uczelniami. Od 1997 roku, w Poznaniu, Łodzi i Warszawie dane mi było uczyć fotografii około tysiąca ludzi. Jestem szczęśliwy kiedy patrzę na udane prace wielu moich uczniów. Widzę wtedy, że moja działalność pedagogiczna ma sens. Jest to dwukierunkowa droga. Młodzi ludzie także dużo mi dają - cały czas czegoś się od nich uczę.
Co może Pan powiedzieć o współczesnym, młodym pokoleniu, o ludziach, którzy teraz podejmują próby życia z fotografii i z fotografią?
- Dla mnie każde młode pokolenie jest nadzieją kraju i świata. Bez Was nie byłoby żadnych szans na pozytywne zmiany. Idealizm, poczucie etyki i sprawiedliwości, chęć życia w lepszym świecie są cechami wielu młodych ludzi. Nawet jeżeli większość je straci, starając utrzymać się w piekle, które stworzyliśmy na ziemi, to zawsze zostanie mały procent do końca wierny swoim ideałom. Ta ciągła odnowa jest konieczna, aby utrzymać naszą ludzkość. Jeśli chodzi o fotografię w Polsce, to obecna sytuacja nie jest wesoła, ale jest optymistyczna. Młodzi ludzie są potrzebni, aby zastąpić starą gwardię, która się dusi w układach koleżeńskich, w krótkowzrocznej nietolerancji dla innych poglądów, w zazdrosnej nieżyczliwości. W Polsce nigdy nie było kuratorów takiego kalibru jak na przykład w Czechach: Anna Farova i Vladimir Birgus (W 1990 roku został szefem Instytutu Twórczej Fotografii na Uniwersytecie Śląskim w Opawie, którą rządzi do dziś), którzy potrafiliby bezstronnie promować polską fotografię w kraju i za granicą. Wydajemy za mało albumów, nie ma wystarczającej ilości galerii fotograficznych, nawet w Warszawie. Fundusze państwowe na rozwój i promowanie fotografii są za skąpe. Przydałby się Minister Kultury, który tak samo kochałby fotografię jak Mickiewicza. A więc wszystko jest przed nami. Tu widzę ogromne pole do popisu dla młodych ludzi związanych z fotografią. Największą przeszkodą jest zawsze inercja. Trzeba walczyć, aby stworzyć lepsze warunki dla rozwoju fotografii w Polsce. Zamiast kłócić się między sobą, musimy nauczyć się być bardziej solidarni w środowisku fotograficznym. Powinniśmy wziąć przykład z Czechów. Mój optymizm na temat polskiej fotografii bierze się z tego, że poznałem wielu wspaniałych, utalentowanych młodych ludzi, z którymi utrzymuję świetny kontakt. Dzięki nim, nie żałuję, że opuściłem Francję dla Polski. W Polsce trudno jest zarobić nawet z fotografii komercyjnej. Czasopisma mało płacą za zdjęcia, wynagrodzenia fotografów przez agencje reklamowe są niższe niż na Zachodzie, agencje fotograficzne posługują się coraz częściej gotowymi zdjęciami z archiwów internetowych, potencjalni klienci kupują aparaty cyfrowe i sami robią zdjęcia na swoje potrzeby ilustracyjne. Dając dobrą radę młodemu fotografowi mogę powiedzieć, aby przygotował świetne portfolio ze swoimi zdjęciami i starał się rozszerzyć działalność na Zachodzie. Dotyczy to tak samo fotografii zarobkowej, jak i prac osobistych. Czyli trzeba nawiązać kontakt z galeriami i agencjami fotograficznymi lub reklamowymi w Europie lub w Stanach Zjednoczonych. Tylko mały procent uczniów fotografii daje radę się z tego zawodu utrzymać. Może lepiej by było pomyśleć o innym zawodzie, który pozwoliłby na utrzymanie się i równocześnie pozwalał mieć wystarczająco dużo wolnego czasu na fotografię osobistą. Kiedy robiłem zdjęcia zawodowo, zawsze starałem się jak najrzetelniej je wykonać, ale nigdy nie włożyłem w nie mojej duszy. Miałem nawet osobny zestaw Nikonów do prac komercyjnych. Moje Nikony sprzedałem parę lat temu. Teraz został mi tylko sprzęt na fotografię osobistą...
Czyli uważa Pan, że u nas w Polsce nie da się przeżyć z fotografii?
- Zależy z jakiej fotografii. Z fotografii komercyjnej tak, ale ze sprzedaży osobistych zdjęć nie da się przeżyć. U nas na razie nie ma rynku fotograficznego. W Stanach Zjednoczonych niektórzy fotografowie sprzedają wystarczającą ilość zdjęć, żeby się utrzymać, inni także uczą, ale tylko na jednej uczelni. To normalna sytuacja, ale u nas niestety nie jest możliwa...
Skontaktuj się z nami