No. Pamiętam, jak uważałem, że tylko skończony debil może wjechać w dzień pod pociąg na niestrzeżonym przejeździe. Do czasu. Dojechałem kiedyś do takiego. Zatrzymałem się, popatrzyłem w lewo, w prawo, wrzucam jedynkę, mam ruszać, a tu słyszę klakson pociągu. Patrzę - jedzie, a przed chwilą go nie widziałem, chociaż patrzyłem, a i wzrok mam/miałem ponad przeciętną. Jakby nie zatrąbił, to bym teraz nie pisał tego posta pewnie. Do dzisiaj nie wiem, jak mogłem go nie zobaczyć. Prawko mam prawie od 30 lat. Jak zacząłem robić, instruktor nie wierzył, że nigdy nie prowadziłem. Po kilku zajęciach sam innym kursantom pokazywałem cofania, koperty i ich uczyłem. Na egzaminie, po "placu" egzaminator powiedział, że super, tylko troszkę za szybko Na mieście przejechałem może z 600 metrów, po czym kazał mi się zatrzymać i powiedział, że na mnie benzyny szkoda. Ja przerażony myśląc, że oblałem, pytam się dlaczego? A ten do mnie "Bo pan bardzo dobrze jeździ", a był to najgorszy ponoć wówczas egzaminator. Do dzisiaj przejechałem grubo ponad 1000000 km, miałem dwa "dzwony" nie ze swojej winy. Jeden z osobówką, jeden z autobusem. W tych przypadkach zrobiłem wszystko, co było możliwe, żeby zminimalizować następstwa zderzenia, czego pełni podziwu byli Policjanci, którzy przyjechali na miejsce (akcja z autobusem). Niestety, albo stety przez te kilka ładnych lat miałem jednak trochę sytuacji, w których sam coś zawaliłem, na szczęście bez konsekwencji. Zresztą nie trzeba dużo. Wystarczy lód na drodze i konieczność nagłego hamowania. Nic nikomu nie pomoże, żadne ABSy, czy TC. Nawet wolna i uważna jazda nie gwarantuje, że nie wjedziesz komuś w d.. Stwierdzenie "JESTEM DOBRYM KIEROWCĄ" - jakże mylna nadzieja... No, chyba, że jesteś Hołowczycem.
Szukaj
Skontaktuj się z nami