BTW, wracając do hamulców.
Wczoraj szwagier wiózł teściową z żoną pod Warszawę, czuł że auto "nie jedzie", słabo przyspiesza. Żona zaalarmowała że śmierdzi, zaraz przyhamował i rzuciło autem, więc się zatrzymał. Na szczęście nie wybuchł pożar ale całe auto stanęło w dymie, trzymał przedni prawy zacisk. Jeździ tym autem na codzień, dość niespodziewana usterka. Ja sobie od razu przypomniałem wypadek z obwodnicy sprzed miesiaca, gdzie babka spłonela zywcem w ten sposob. Brr
Szukaj
Skontaktuj się z nami