Nawet tu się zdarzają dyskusje o wyższości BN nad Wielkanocą, ale prowokować trzeba umić.
Ja tam 2019 miło wspominam, jako rok powrotu na MTB, choć muszę przyznać, że przez pi*drzwi dekadę przerwy sporo się zmieniło. Szeroka kiera i krótki mostek dają niebywałą kontrolę nad rowerem, szerokie kapcie na niskim ciśnieniu i płaska geo dużo wybaczają. Napęd 1x i sprzęgło powodują, że łańcuch nie tłucze jak szalony, choć to akurat mam i w gruzie. Winda daje większą stabilność na zjazdach. Miękko pod dupą daje bezpieczeństwo. Prawdą jednak jest, że jak się wyjadę z gór, to mam uczucie, że ruszam się jak mucha w smole, że rower nie jedzie, a turla się. Trochę to dla mnie nie do przeskoczenia jest. Jeszcze nie udało mi się na MTB zrobić 100 km, zbyt wyczerpujące to byłoby. Te 20-10 lat temu MTB były zdecydowanie bardziej uniwersalne i ja już chyba mentalnie zostałem w tamtych czasach.
U mnie gruz się jednak bardziej sprawdza. Pierwszy mój rower z prawdziwego zdarzania był sztywnym MTB, w 1999 roku to jeszcze był normalny widok. I owszem początkowo w ogóle nie rozumiałem idei tego roweru, ale pojeździłem i się przekonałem.
- - - - kolejny post - - - - - -
Jak jeszcze się interesowałem NBA, to pamiętam taką anegdotę. Karl Malone, grający wtedy w Utach Jazz opowiadał, że raz zrobili mu prześwietlenie dłoni i wyszło, że ma źle zrośnięte złamanie. Przyznał, że kilka lat wcześniej uderzył się i dłoń nawet trochę go bolała, ale przeszło.
Szukaj
Skontaktuj się z nami