Wczorajszy wypad głównie szosowy, ale już nie mam takiej napinki jak w zeszłym roku, gdzie uznawałem, że gruz musi latać po gruzie.
Posprawdzałem warunki wjazdu na teren Niemiec i Czech. Do Niemiec jak na krócej niż 12 godzin nic nie trzeba, a do Czech trzeba mieć czipa i to dwa tygodnie po aktualizacji lub test i wypełnić w necie formularz lokalizacyjny. Tylko chyba Czesi nieco nie ogarniają tego. Nie ma opcji tranzytu w ogóle, nie ma opcji wjazdu bez noclegu, trzeba wskazać miejsce pobytu w Czechach. Podałem adres knajpy gdzie miałem zamiar zjeść obiad. Chyba następną razą dam sobie spokój z tym formularzem.
W Zgorzelcu zameldowałem się z 10 minutowym opóźnieniem, we wrocławskiej Leśnicy jest mijanka, bo remont. Staliśmy tam 10 minut i pociąg tego już nie nadrobił. Po prawdzie nie miał za bardzo gdzie, ten o 6 z Wrocka zapieprza aż miło do Zgorzelca, planowo przejazd zajmuje mniej niż 2 godziny.
Pogoda była taka mocno nieokreślona, jakieś chmury, jakieś słońce, niby jeszcze czuć poranny chłód, ale też zaczyna się robić parno. Ruszyłem na most graniczny na Nysie Łużyckiej i opuściłem Polskę. W NRD przywitał mnie pas rowerowy, wspomagając się drogowskazami i trasą w Garminie zjechałem nad Nysę Łużycką i pojechałem wzdłuż jej biegu nad jezioro Berzdorfer See. Wzdłuż jego wschodniego wybrzeża wiedzie równa i szeroka asfaltowa droga rowerowa. Trzeba tylko uważać na niemieckich emerytów mknących na swych elektrycznych rowerach. Nie to, ze mkną szybko, ale jest ich dużo.
Przejechawszy za jezioro jeszcze pojechałem obejrzeć Baggera, czyli koparkę, która to jezioro wykopała. Jest ono bowiem zalaną kopalnią odkrywkową.
W tym mniej więcej miejscu opuściłem drogi rowerowe i zacząłem korzystać z normalnej infrastruktury drogowej. Zaczęły się też pagórki, za to skończyli niemeccy emeryci. Droga wiedzie przez pola i cukierkowe niemieckie wioski od linijki. Za Bernstad zaczynają się konkretniejsze podjazdy. Nie są one jednak przesadnie długie, ani przesadnie strome, za to jest ich dużo. Jechałem po jakiejś znaczniejszej drodze, bo co chwila wyprzedały mnie samochody. Do tego jechałem pod wiatr. Ten odcinek muszę jakoś zmienić, bo żadna przyjemność jechać w takim ruchu samochodowym. Żeby nie było, to są Niemcy. Nikt nie trąbi, nie wymusza, nie wyprzedza na gazetę, nie spycha z drogi. Przy samym Zittau, gdzie ruch już jest dosyć spory nawet jest znak ostrzegający kierowców, że rowerzyści. Ja jednak w Oberseifersdrfie odbiłem już na spokojniejszą drogę i do Żytawy wjechałem z mniej obleganego kierunku. Na rynku trwał jarmark, zatem skorzystałem z okazji i wypiłem niemieckiego pilsnera. Niemcy też nie przejmują się za bardzo epidemią. Dziki tłum, ale w maseczce nikogo nie widziałem.
Z Żytway przejechałem do Polski i skierowałem się na trójstyk granic. Tam kawałek potoczyłem się przez Czechy i zaraz wróciłem do Polski. Do dziurawych dróg, śmieci na poboczach i rozpadających się budynków. Najgorsze chyba w tym wszystkim jest to, że nie rusza mnie to już za bardzo, ale zderzenie wyglądu jest jak terapia szokowa. Pozytywne było to, że zaczęło wiać w plecy.
Z grubsza objeżdżając odkrywkową kopalnię węgla kamiennego Turów skierowałem się do Bogatyni. Z niej skierowałem się na byłe drogowe przejście graniczne Bogatynia - Kunratice. Z przejścia została tylko olbrzymia wiata. W Czechach po doskonałej jakości drodze dojechałem do cyklotrasy 3039 i nią dotarłem do Kunratic. Potem przez Visniovą, która ma liczne kolonie, przez co chyba trzy razy wjeżdżałem do Visnovej, ani razu z niej nie wyjeżdżając. W Cernousach zatrzymałem się na obiad w typowej czeskiej spelunie. Zjadłem ser smażony i wypiłem piwo ze Svijan. W Cernousach jest jeszcze zamek i będę musiał, kiedyś tam pojechać na paszę, ale wczoraj podobno mieli zamknięte, bo lokal został wynajęty na jakieś wesele. Zresztą potem w drodze do Zawidowa mijało mnie sporo weselników w przystrojonych samochodach.
Po obiedzie wskoczyłem na rower i zacząłem się sprężać, aby zdążyć na pociąg o 15:10 do Yumy, znaczy do Wrocławia. Tym razem jednak nie jechałem czeską krajówką na przejście w Zawidowie, ale wzdłuż tej drogi jest równolegle poprowadzona droga, na początku o słabej nawierzchni, ale w Habarticach jest już spoko. O tym, ze przekroczyłem granicę, ostatnią już tego dnia, zorientowałem się dopiero za rynkiem w Zawidowie, jak zobaczyłem polskie znaki drogowe. Wg street view przeoczyłem tabliczkę graniczną i znak Zawidów, mimo, że zaraz za nimi zatrzymałem się na chwilę by zrobić zdjęcie.
Potem już cisnąłem, bo pociąg, a nie do końca pamiętałem profil trasy, ale z przewyższeń wychodziło, że niedużo już zostało. Z ciekawszych miejsc na tym odcinku to warty wspomnienia jest odcinek przez las od Przylasku do Lubania. Równa szosa przez środek lasu, przyjemnie pofałdowana, z niespecjalnie dużym ruchem samochodowym. Tuż koło Lubania znajduje się kolejna odkrywka, bazaltu OIDP. Niby płot i tabliczki, ale są miejsca, gdzie można sobie popatrzeć z bliska na dziurę w ziemi. Tym razem jednak odpuściłem sobie. Z Lubania dotarłem pociągiem pod dom prawie. Już nie tak szybko, po prawdzie to bardzo długo. Pociąg jedzie prawie 2,5 godziny, ale 10 minut stoi w Węglińcu, gdzie motorniczy przesiada się na drugi koniec szynobusu i pociąg zawraca oraz 8 minut stoi w Legnicy. Niemniej jednak pod koniec już miałem dosyć tego pociągu. Do tego klima naqurwiała jak zła. To zdecydowanie najsłabszy punkt tego wyjazdu.
Trasa:
https://www.strava.com/activities/5680364123
Fotosy:
DSC02092.jpg
Most kolejowy nad Nysą Łużycką. Obecnie chyba nie wykorzystywany, bo w pociągu usłuszałem komunikat, że ze Zgorzelca do Gorlitz jeździ autobus zastępczy. Jakaś para próbowała wsiąść do niego z rowerami. Nie wiem czy im się udało. Pewnie nie.
DSC02099.jpg
Jezioro zalewowe Berzdorfer See.
DSC02107.jpg
Droga rowerowa wzdłuż wschodniego brzegu jeziora.
DSC02109.jpg
Plażowe tereny rekreacyjne.
DSC02111.jpg
Marina.
DSC02127.jpg
Bagger 1452, można rzeczywiście dać się nabrać.
DSC02128.jpg
Bagger 1452 w całej okazałości. Rower dla skali.
DSC02135.jpg
Gut am See, hotel i restauracja obok Wasserschloss Tauchritz.
DSC02138.jpg
DSC02137.jpg
DSC02141.jpg
Kilka widoków z drogi pomiędzy Tauchritz, a Schönau-Berzdorf auf dem Eigen.
DSC02142.jpg
Rynek w Bernstad.
DSC02146.jpg
Niemcy też mają połatane drogi.
DSC02150.jpg
Widok na Góry Łużyckie z drogi do Zittau.
DSC02152.jpg
Rynek w Zittau.
DSC02158.jpg
Trójstyk granic Polski, Czech i Niemiec.
DSC02168.jpg
Turów. Jeżeli to kiedyś zaleją i zrobią jezioro, to Dolny Śląsk będzie miał nowe największe jezioro.
DSC02173.jpg
Czechy.
DSC02174.jpg
Zawidów, zaraz po przekroczeniu granicy.
Szukaj
Skontaktuj się z nami