No właśnie nie zrozumiałeś. Krajobraz bardzo mnie rusza. Do tego stopnia, że jak Ci napisałem 1/3 dostępnego czasu spędzam w plenerze. To naprawdę jest dużo bo przecież trzeba jeszcze pracować. Co prawda tak to ustawiłem, że "przy okazji" robię rzeczy, które sprzedaję. Ale między wzruszeniami w naturze a produkcją przekolorowanych obrazków jest bardzo luźny związek. A brutalnie rzecz biorąc "fotografia to fotografia" - nie pamiętam kto to napisał. Czyli obrazek na ścianie to obrazek na ścianie i niewiele więcej. I teraz zamiast tracić czas na wyciskanie tego obrazka wolę się przemieszczać, odwiedzić 50 nieznanych nikomu miejsc. Cieszyć się doznaniami, ruchem a nie skupiać nad technikaliami. W dodatku przy jeszcze wydatkowanej uwadze, utracie mobilności i targania złomu na który trzeba uważać. I po co to, aby zamiast być - mieć (obrazek)? Szkoda mi tych godzin na planie i podporządkowaniu planów pod logistykę ujęcia. Tego dokładnie nie rozumiem. Jak można wybrać fotografię zamiast radości bycia???
Ale jeśli już musi być ta fotografia to dlaczego taka stereotypowa. Ale o tej bajce już pisałem.
Kiedyś popełniłem wykład o pułapkach czyhających na fotografa krajobrazu. Oprócz różnych uwarunkowań (np wynikających z psychofizjologi widzenia) napisałem o tych czysto psychologicznych. Jakim jest np. osiągnięcie celu, wrażenia sensoryczne, poczucie samotności, zmęczenie, strach, pusty brzuch, mokre nogi, pragnienie. A także zalewające endorfiny czy adrenalina (to w zależności co się robi). I co Ci z tego na obrazku zostanie?
Popatrz na poniższą fotę
Być może nawet odbierasz kawałeczek dramatyzmu jaki tam był. Ale ta fota nijak ma się do tych >> 100 km/h wiatru, które na nas spadły. Robienie zdjęcia było aktem odwagi. Zmierzam do tego, że skoro fota jest ersatzem to logicznie jest nie podporządkowywać jej planów ani nadmiernej uwagi. Warto zrobić (jak najszybciej) bo jest zwornikiem pamięci a nie warto poświęcać jej więcej czasu. Taka jest mniej więcej logika Wujota.
Pozdro
Wiesiek
Szukaj
Skontaktuj się z nami