Czy ktoś z Was pamięta jeszcze koniec zimy i nadejście wiosny? Czas, gdy oświetlone ponurym światłem, często bezśnieżne, zimowe krajobrazy zaczęły powoli swoją coroczną metamorfozę. Dni kiedy temperatura zaczęła stopniowo rosnąć, a poranny lód z każdym świtem stawał się coraz cieńszy, by któregoś pięknego dnia w końcu pozostać jednym ze wspomnień zimy...
Gdy rzeki i strumienie wystąpiły z brzegów, woda zalała pola i łąki tworząc malownicze rozlewiska. Moment pojawienia się pierwszej, zielonej trawy, bogactwa roślin wodnych, drobnych bajecznie kolorowych kwiatów... Czas kiedy drzewa przyozdobiły się pierwszymi, młodymi pędami, które po kilku kolejnych dniach rozwinęły się w drobne zielone liście. Okres wyżowej pogody – bezchmurnych, prawie bezwietrznych, wilgotnych poranków, skrytych za leniwie płożącymi się mgłami... Jednym słowem ten jedyny w swoim rodzaju czas fotograficznych żniw...
Osobiście przełom zimy i wiosny praktycznie w całości poświęciłem Kampinoskiemu Parkowi Narodowemu oraz jego okolicom. Sam nie wiem w jakiej liczbie magicznych świtów w tym czasie uczestniczyłem. Myślę, że musiało być ich co najmniej kilkanaście, o ile nie kilkadziesiąt.
Jak zwykle wyjazdy na zdjęcia w moim przypadku miały dwojaki charakter. Z jednej strony służyły poszukiwaniu nietuzinkowego światła, by uwiecznić w jak najbardziej niezwykły sposób miejsca, które kiedyś przypadły mi do gustu i z drugiej, gdy z biegiem czasu światło przestawało być już tak łaskawe, zmieniały się w wyprawy w poszukiwaniu nowych, inspirujących zakątków.
Uwielbiam, gdy jadąc powoli samochodem lub spacerując bocznymi drogami w pewnym momencie, patrząc na otaczający świat, słyszę w głowie „klik” i w mojej wyobraźni nagle, na ułamek sekundy, pojawia się wizja gotowego zdjęcia zawierającego określony wycinek świata.
Doświadczanie chwil, w których „wystąpił motyw”, swoisty „symbol miejsca”, chwil kiedy temat, światło i moja subiektywna percepcja rzeczywistości łączą się w pewien spójny byt tworzący zdjęcie, jest dla mnie jednym z najważniejszych motorów napędowych mojej fotograficznej pasji.
W bieżącym sezonie, dzięki zachętom fotoprzyjaciół, więcej uwagi starałem się poświęcić rozlewiskom, a mówiąc precyzyjniej odbiciom jakie można w nich dostrzec, by umiejętności zdobyte podczas zmagań z krajobrazami wykorzystać tworząc zdjęcia o bardziej rozbudowanej warstwie abstrakcyjnej.
Tym nie mniej nie zaniedbywałem okazji do tworzenia charakterystycznych dla mojej twórczości zdjęć krajobrazowych, w przypadku których jednak coraz większą rolę odgrywają dzieła rąk ludzkich. Cóż, czas nie stoi, czas mnie czeka... Swoją drogą ciekawe czy kiedyś wreszcie pojawi się na nich człowiek. Kto wie...
Kolejnym krokiem naprzód, było ponowne odkrycie, że w przypadku fotografii krajobrazowej pionowe kadry także do czegoś służą. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu na jednej rolce slajdu zdarzało mi się mieć kilka, a nawet kilkanaście tzw. pionów. Zauważyłem, że fotografując np. rozlewiska, dość łatwo przychodzi mi układanie kompozycji w pionowych kadrach. Dzięki wodzie w dolnej części kadru coś zawsze się dzieje, mamy do dyspozycji interesujące plany światła, bądź rytmy, które są pomocne w organizacji pierwszego planu zdjęcia.
No dobrze. Co prawda pisać o swoim wiosennym fotografowaniu mógłby jeszcze sporo, czas jednak przestać zamęczać klawiaturę i pozwolić mówić zdjęciom.
Poniższe fotografie powstawały jak zwykle na slajdach, bez użycia filtrów. Tym razem na Provii 100F i Velvii 50, z wykorzystaniem szkieł EX Sigmy: 70-200/2.8 i 50-500/4-6.3. Skany zostały przygotowane w ten sposób, by odpowiadały mniej więcej temu co udało mi się złapać na slajdach. Przynajmniej robią co mogą.
Miłych wrażeń.
Pozdro,
Pyzik
1
2
3
4
5
6
7
8
9
Szukaj
Skontaktuj się z nami