Close

Zobacz kanał RSS

Marta Baranowska

Inside a waste of cells

Oceń wpis
A więc to jest wszystko – pomyślała zupełnie łagodnie, jak gdyby leżała w łóżku. – Muszę uspokoić się na chwilę, a potem bardzo powoli iść po tym jasnym piasku bólu, do tamtej błękitnej, błękitnej fali. Jakaż błogość kryje się w tym błękicie. Nigdy nie wiedziałam, że błękit może być tak błękitny. Życie to takie zamieszanie. Teraz wiem wszystko.

trochę dawno mnie tu nie było. No dobra, nie tak znowu dawno.

od czasu ostatniej notki zrobiłam dużo prań.

naciągnęłam na nóżki po czym porwałam sporo rajstop.
napisałam wiele słów, jeszcze więcej przeczytałam..
po tym, co zrobiłam nie ma śladu.
moje włosy po wielokroć były brudne w międzyczasie.
wypiłam hektolitry wody mineralnej.
a bose stopy uprawiają promienne staccato na przestrzeniach podłogowych i co rano tak samo marzną.
w zasadzie wiele się nie zmieniło, poza stratą natchniuzy i inną stratą po której się całkowicie już otrząsnęłam. (No może nie do końca.)

takie dni jak dziś.. nawet lubię.

po wesołym wieczorze, nieogarnięte myśli. chwile, niepodzielnie od dwunastej w południe do końca moje. dni, kiedy czuję się dobrze. kiedy mam ochotę cały dzień relaksować się przy muzyce,zdjęciach...
dobre proste śniadanie. kawa. brokuł. kubek i talerz w konie.

wiem, roztkliwiam się dziś nad codziennościami.. dawno nie pisałam, może to dlatego tak mam..
zaczynam od włączenia dobrego filmu. potem... myślę. zanurzam się. analizuję dzisiejsze sny. zatapiam. bo marzyć można... wszystko można. Nikt mi tego nie zabroni.
lap odpalony. blog się pisze, pisze się też coś innego, w tle szumi przyjazne Diary of dreams... czeka mnie jeszcze trochę pracy nad sobą i poszukiwania... ale jest nadzieja że wszystko się dobrze skończy.. dobrze.


mój czas.
i jeszcze pragnę tylko, by tego ananasa co go pokroiłam dziś na kolację, podzielić na dwa talerze. maybe someday. na razie jeden musi mi wystarczyć.

dobrej nocy.
Kategorie
Bez kategorii

Komentarzy