Close

Zobacz kanał RSS

SlaWasII

Tak mi się przypomniało

Oceń wpis
Rzecz się dzieje na początku lat 90-tych, zaraz po przekształceniu Milicji Obywatelskiej w Policję.

W Rzeszowie przez wiele lat remontowano Rynek. Były postawione drewniane parkany i zakazy wjazdu. Od strony ulicy Mickiewicza, zakaz wisiał na drewnianym płocie pamiętającym późnego Gierka, który pewnego dnia zdemontowano razem ze znakiem.
Jadę sobie więc... Syrenką 105... i widzę że zakaz zniesiony. Cóż, domyślałem się o co chodzi ale skrót przez Rynek mnie skusił - nigdy jeszcze tędy nie jechałem. No więc pyrkam sobie przez Rzeszowski Rynek i już pod sam koniec, obok samego Ratusza, skręca w moim kierunku radiowóz. Oho, będzie wesoło! Zwolniłem przeczuwając problemy. Radiowóz jechał z naprzeciwka, w środku dwóch mundurowych, zwolnili i widzę uchylającą się boczną szybę. Zatrzymałem się i też odkręciłem okno.
- Gdzie pan jedzie? - pyta (w liczbie pojedynczej!).
- Do domu - odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Ale tu jest zakaz ruchu! - zauważa policjant z błyskiem triumfu w oku.
- A skąd ja mam to wiedzieć? - udaję zdziwionego.
I wtedy policjant pokazuje za siebie znak, którego jadąc z drugiej strony nie mogłem widzieć - był okrągły i tyle...
- Tam stoi znak zakazu ruchu - mówi mi pokazując za siebie.
- Ale tam skąd ja jadę nie stoi - grzecznie odpowiadam.
- Jak to? - jakby stracił na rezonie.
- Kiedyś stał, to wiem, ale go zdjęli, i teraz nie stoi - cierpliwie tłumaczę.
- Ale ten znak obowiązuje w obie strony - i znów pokazuje za siebie. Wraca pewność siebie.
- Ale ja nie wiem co to za znak, bo jadę stamtąd - i pokazuję za siebie.
Wtedy drugi policjant, zapewne starszy szarżą, zaczyna tego co ze mną gadał za rękaw delikatnie szarpać i coś tłumaczyć, żeby se odpuścił. Ten jednak nie dawał za wygraną.
- Pan jest z Rzeszowa?
- Tak, ale jakie to ma znaczenie? - robię zdziwioną minę.
- Będzie mandacik, powinien pan wiedzieć, że tu są zakazy ruchu.
- ... - zatkało mnie
Znowu go tamten szarpie za rękaw i tłumaczy mu, że to nic że obowiązuje w obie strony, skoro tam skąd ja jadę go nie ma.
- No dobra. Tym razem skończy się na pouczeniu
- ... - znowu zaniemówiłem
Pojechali zostawiając mnie bez dania satysfakcji lub choćby zwykłego "Przepraszam, do widzenia".
Też pojechałem, by za bardzo nie zatruwać parafiną powietrza pod oknami szacownego magistratu.

I tak się zastanawiam - kiedy policjant (ten mniej rozgarnięty) zacyknął, o co w tym wszystkim chodziło... W końcu rację miał. Zakaz ruchu obowiązuje w obie strony!



PS
Nie pamiętam dokładnie dialogów ale tak to mniej więcej było. Ma ktoś może jakieś zdjęcia z tamtego czasu?
Kategorie
Bez kategorii

Komentarzy