Nie ironizuję, zadałem Ci kilka prostych pytań, na które, jak widzę, masz problemy z odpowiedzią. W sumie po lekturze Twoich wywodów nawet mnie to nie dziwi, a podane wcześniej "przykłady" tylko to potwierdzają.
Przykładając Twoją miarkę czym jest Twoje 800 tys km wobec moich ok. dwóch milionów (bez wypadku)? Czy jestem 2,5 raza lepszym kierowcą, czy może, jak głosi jedna z teorii dużo bardziej niebezpieczny dla innych i siebie? Bo przez rutynę straciłem sporo ze zdolności oceny sytuacji na drodze, taki rodzaj uśpienia...
Tak samo jak "stig" jestem po stronie "zdroworozsądkowców", w danej sytuacji nic nie zastąpi prawidłowego użycia mózgu. A ta tzw. sytuacja zaczyna się od przekręcenia kluczyka w stacyjce, a nie tylko jak twierdzisz np. - "Las, droga jednopasmowa, jesień, wilgotna jezdnia, dziura średnicy 40cm głęboka na 20cm, liście, ciężarówka z przeciwka." Ci pierwsi wyjdą z domu parę minut wcześniej by zimą odśnieżyć auto, doprowadzić szyby do przejrzystości. Tym drugim wystarczy jeden ruch ręką na przedniej szybie w okolicach wysokości oczu. Bo to przecież frajerstwo i zawalidrogi zawracają sobie gitarę takimi duperelami, kozaka nie rusza, kozak jedzie.
Nie twierdzę, że szkoły tego typu są bezużyteczne i służą jedynie do wyciągania kasy od dających się na nie złapać kierowców. Jeśli ktoś czuje, że po kursie jest lepszy niż był przed nim to tylko się cieszyć. Z jednym zastrzeżeniem - oceniać powinien ktoś postronny, a nie kursant.
Nikt tu zapewne święty nie jest i każdy ma coś za uszami, nie wiem czy znam kogokolwiek z naprawdę czystym kontem. Zakładając optymistycznie, że istnieje ktoś taki to raczej miał szczęście być niezłapanym niż w wyniku sztywnego trzymania się przepisów.
Teraz dopiero przeczytałem o "Szybkości Bezpiecznej" w/g S. Zasady. On tam pisze o niczym innym jak o zdrowym rozsądku właśnie, o niczym innym.
Szukaj
Skontaktuj się z nami