Przed wczoraj wróciłem z Sycylii, to co miałem:
- aparat z zaklejonymi napisami,
- pasek no name,
- obiektywy cześć napisów pozaklejana, część nie,
- databank jeździł owinięty w ręczniku
W hostelach okna zawsze mieliśmy pozamykane w nocy - co by nikt nie wlazł...
Grarty jeździły w samochodzie opakowane w częściowo w toploader LowePro, część w inne szmaty. Generalnie troszkę graty się obijały: część w trakcie transportu, część podczas chodzenia po skałach, ale w normie - wytrzymały.
Szlag mnie trafiał tylko podczas czyszczenia polara
Po zmroku nie bałem się, ale nie chodziłem sam: zawsze z kimś.
Z tego co zauważyłem, to na sprzęt patrzyli tylko fotografowie, ale złodzieje pewnie też
Ubezpieczenia nie wykupowałem.
Generalnie - żadnego strachu, żadnych nieprzjemnych sytuacji, ale zawsze warto uważać.
Szukaj
Skontaktuj się z nami