W sumie rzecz gustu... Czy "celebrować" fotografowanie w plenerze - robiąc pojedyncze klatki, patrząc na parametry i dobierać filtry do warunków, czy tez ustawić "auto-bracketing" i trzepać seriami fotki i potem "celebrować" ich wywołanie przed komputerem. Nadal jestem w takiej sytuacji, że spędzam więcej czasu nad zrobieniem niż nad jego wywołaniem.
Fotografując głównie krajobrazy i przede wszystkim o wschodzie słońca używam filtrów od 0.3 do 1.2 a dodatkowo jeszcze o odwróconej gęstości. I czasem mimo filtrów robię też bracketing, bo kontrasty bywają ogromne i nawet +/- 3eV nie wystarcza. Tak że ogłoszona "śmierć" szarych połówek jest zdecydowanie przedwczesna...