I słusznie, bo o duszy i innych abstrakcjach możemy sobie popitolić w bardziej odpowiednich miejscach.
Tutaj - skoro wątek został przeniesiony - uzyskaliśmy alibi, żeby rozszerzyć ewentualne propozycje na inne formaty niż mały obrazek, względnie aby pozostając przy formacie małoobrazkowym nie ograniczać się do lustrzanek. Wcześniej tylko marginalnie odnosiłem się do aparatów dalmierzowych i do średniego formatu. A przecież na nich także można doskonale się uczyć fotografii. Sęk jednak w tym, że na naszym rynku podaż tych sprzętów nie jest wielka, asortyment dość mocno ograniczony, a ceny raczej nie mieszczą się w zakładanym pułapie do 300 PLN. Tych 300 złotych oczywiście nie traktuję dogmatycznie, ale generalnie chodzi o sprzęt tani, a tani dalmierz albo tani średni format w naszych warunkach może oznaczać tylko technikę postsocjalistyczną, której jakość jest bardzo nierówna. Ja się nie podejmuję polecać komukolwiek tej techniki w ogólnej formule "kup aparat marki X model Y z obiektywem Z", bo początkującego adepta fotografii tzw. analogowej można w ten sposób łatwo zniechęcić, gdy kierując się taką radą trafi on na złom zamiast pełnowartościowego aparatu. Może być bardzo dobrze, ale wszystko zależy od konkretnego egzemplarza, na jaki się trafi. Jest loteria.
Posty kol. Wujot przeczytałem z wielkim zainteresowaniem, gdyż spojrzał on na sprawę z trochę innej perspektywy. Mam jednak wątpliwości, czy słusznie uczynił on punktem ciężkości swoich wypowiedzi - tak przynajmniej ja to odebrałem, być może błędnie - sprawę obróbki materiału światłoczułego. Fotografowanie to przecież jest nie tylko obróbka, ale także (a może bardziej?) to wszystko, co się dzieje przed naciśnięciem spustu migawki. Do nauki poprawnego naświetlania, ostrzenia, kadrowania itd. tradycyjne aparaty tzw. analogowe wydają mi się być bardziej odpowiednie niż nowoczesne cyfrówki. I sądzę przy tym, że wcale nie ze względu na "analogowość" nośnika obrazu, lecz ze względu na większą szansę skupienia się na esencji fotografii. Coraz nowsze generacje aparatów - zwłaszcza w obecnej epoce cyfrowej - były i są coraz bardziej naładowane różnymi funkcjami, które rozpraszają użytkownika i odrywają jego uwagę od spraw zasadniczych. Możliwość powtórek i kontroli zdjęć na wyświetlaczu zniechęca do myślenia. Ile razy przykładam tzw. analogowy aparat do oka i nie robię zdjęcia, bo w ostatniej chwili coś nie pasuje, światło nie takie albo jednak szkoda klatki na ten motyw? Bardzo często. Cyfrowym aparatem częściej najpierw się strzela, a potem się zobaczy. W ekstremalnej wersji prowadzi to do seryjnego trzaskania tysięcy zdjęć na podstawowych automatycznych ustawieniach, z których zawsze coś wyjdzie mniej więcej dobrze, choć rzadko tak dobrze, żeby być z siebie i z efektu wybitnie zadowolonym. Jeśli ktoś tak lubi, to proszę uprzejmie. Dla mnie używanie cyfrowej lustrzanki FX jak "małpki" i potem ślęczenie przed monitorem, żeby z masy przeciętności coś wybrać, to nie jest żadna nauka.
W ten oto sposób dochodzę do pryncypialnego dania odporu drugiemu z kolegów przedmówców.
To jest - przepraszam za wulgarne wyrażenie - trzeci rodzaj prawdy, gdy zostało w taki sposób wypowiedziane.
Skontaktuj się z nami