Nie daj sobie wmówić, że Yashica to inna klasa. Różni się od Rolleiflexa naklejką z przodu, a ponieważ te późne modele mają takie samo mocowanie filtrów, nawet akcesoria z jednego pasują do drugiego.
TLRy to aparaty tak proste, że (dzisiaj) różnice pomiędzy podobnymi modelami wiodących firm są w zasadzie pomijalne. Mówię 'dzisiaj', kiedy są poza głównym kanałem dystrybucji i wszystko do nich łącznie z samymi aparatami jest do dostania wyłącznie na rynku wtórnym... Kiedyś, aparaty te, będące pełnoprawnymi systemowymi lustrzankami różniły się mało, a różniła je głownie dostępność akcesoriów i serwisu - dziś takich różnic nie ma.
Kiedyś Rollei był popularniejszy w Europie, a jego niby wyższość i sława brała się z astronomicznych cen, jakie Rollei osiągał w USA, gdzie wszystkie niemieckie aparaty cieszyły się niezasłużenie wysoką renomą. Na przykład Rollei 35, to miniaturowe dzieło sztuki inżynierskiej Heinza Waaske - za które nota bene został wywalony na zbity pysk z jednej firmy* - kultowy jak Mini Cooper małoobrazkowy aparat ma więcej wad niż zalet, jest niewygodny w obsłudze, awaryjny, ma źle ułożone elementy, np. mocowanie do lampy na dole aparatu, co skutkowało tym, że albo fotografując z lampą wychodziły okropne cienei od nosa na pół twarzy, albo mając lampę trzeba było odwracać aparat do góry nogami, żeby lampa był z gory... Ale jednocześnie jest słynne zdjęcie, na którym tym bardzo charakterystycznym z wyglądu aparacikiem fotografuje królowa Elżbieta - ta do dziś aktualna - więc zrozumiałym jest, że każdy Amerykanin, a za nimi każdy Europejczyk i Azjata uznał, że to jest najlepszy aparat pod słońcem, i aparat ten przebił pod względem sprzedaży, renomy i sławy wiele innych, równei małych, równie genialnych a jednocześnie bardziej udanych modeli.
Podobnie jest z TLRami. Porównując równolegle modele, główna różnica pomiędzy Yashicami i Rolleiflexami to plakietka z nazwą firmy. Ostrzegam jednocześńie, że Rolleicordy były budżetowymi wersjami Rolleiflexów i miały cała masę uproszczeń i oszczędności. Bywały też TLRy o zasadniczo różnej konstrukcji (jak np. aparat Saudka - czeski Flexaret), który był pomyślany świetnie, pierwsze modele kilku japońskich markowych TLRów były jego wiernymi kopiami - niestety dobry projekt został tak fatalnie wykonany, że aparaty te ergonomicznie były okropne. Dość powiedzieć, że do ustawienia ostrości musiała być użyta siła wołu.
To tyle w sprawie różnic. Oczywiście dziś na rynku wtórnym można kupić świetnei utrzymanego Rolleicorda i źle utrzymaną Yashicę, ale rozumiem, ze to jest jasne, że do fotografowania kupujemy aparaty sprawne, po CLA, i tak dalej.
-------
*Historia tak dziwna, że aż chodzą o niej kawały, a sam Waaske zasłynął jako geniusz miniaturyzacji na długo, zanim Japończycy na to wpadli. Furorę na przykład zrobiły dwa jego aparaty, które był mniejsze od pudełka, w jakim sprzedawali film do nich. Mam parę jego konstrukcji, są piękne i budzą szacunek pomysłowością nawet dziś, po wielu latach.
Szukaj
Skontaktuj się z nami