Ze zrozumiałych względów, chyba najmniej znaną cechą naszego sprzętu jest jego odporność na wszelkie zewnętrzne czynniki niszczące. Poniżej przedstawię pokrótce mój przypadek, niechaj ten kosztowny eksperyment stanie się przyczynkiem do pogłębienia wiedzy na ten temat.
Stan początkowy:
Nikon D300 ze stosunkowo niewielkim przebiegiem (ok. 10 tys klatek) oraz obiektyw Nikkor 18-200 VR.
Teatr działań:
Tatry Wysokie, rejon Morskiego Oka.
Przebieg wydarzeń:
Po skończonej wspinaczce, w bardzo stromym terenie, przypadkowo potrąciłem leżący obok plecaka aparat. W efekcie przeleciał on ok. 50-70 metrów uderzając o skały.
Stan końcowy:
Obiektyw dosłownie rozprysł się na pojedyńcze soczewki (już przy pierwszym uderzeniu o skałę), bagnet ze zwisającymi połączeniami elektrycznymi tkwił w korpusie.
Korpus ma popękane plastikowe elementy, czyli okolice spustu oraz lampy błyskowej. W trakcie lotu wypadła bateria, karta pamięci oraz plastikowe klapki. Lekko zdeformowana została komora akumulatora. Wsadziłem go powtórnie, ale z dość znacznym oporem.
I teraz najlepsze: korpus działa! Robi zdjęcia, przegląda zawartość karty pamięci, działa menu i przyciski nastawów (poza częścią spustową). Nie działa: AF (ale pokazuje ustawienie "w punkt" przy ręcznym ustawieniu ostrości), wyłącznik zasilania (jest cały czas włączony), przednie koło sterujące (niektórych sytuacjach działa).
Wnioski:
To naprawdę trwałe aparaty. Zakładam, że wszystkie modele powyżej D300 mają podobną odporność.
Początkowo zastanawiałem się czy jest po co w ogóle schodzić, widziałem jak rozprysł się obiektyw (jak bańka mydlana), ale w końcu zdecydowałem się odnaleźć resztki (i przede wszystkim kartę pamięci) w celach poznawczych. Rezultat zaskoczył mnie, chociaż aparatu szkoda...
Poniżej kilka fotek:
http://hektorzk.pl/pub/d300/
Szukaj
Skontaktuj się z nami