Trochę odkopię

Jakiś rok temu kupiłem 17-55. Był szał, zachwyt, wielka miłość, szybka sprzedaż pozostałych szkieł - Nikkora 18-105 i Tokiny 50-135 - jako niegodnych tak zacnego towarzystwa i zbytecznych, gdy mam "wszystko w jednym". Jednak ostatnio zauważyłem że 17-55 zaczyna mnie drażnić, bo jako szkło do wszystkiego jest jednak trochę do niczego. Zauważyłem więc, że najczęściej korzystam z zakresu 17-24 i przysłon 5,6+ (portret zbiorowy, panorama) lub 35-55 i 2.8 (portret). W pierwszym wypadku i tak sięgam po lampę, a wtedy D90 który sam z siebie z 17-55 nie leży ładnie w ręce robi się już karykaturalnie nie wyważony i niewygodny - z D7000 będzie tak samo, choć tu może zamiast lampy można sięgnąć po wyższe ISO. W przypadku portretu i tak często we wnętrzach brakuje światła, a głębia ostrości przy dalszych planach jest zbyt duża jak na mój gust – przydałoby się co najmniej 1.8.

17-55 jest pomyślany jako koń roboczy dla reporterów ery przed FXowej i w tej roli sprawdzi się świetnie, bo to doskonałe szkło dla profesjonalisty. Ja jednak jestem amatorem i moje oczekiwania są nieco inne. Muszę jeszcze zweryfikować swoją wspaniałą teorię o przyziemną praktykę i będę to czynić na dniach na pożyczonych szkłach, ale czuję że 16-85 wzbogacony o stałki 35 1.8 i 85 1.8 w mojej sytuacji będzie lepszą opcją.