Muszę się wygadać, bo to co zobaczyłem tydzień temu po jednej ze studniówek w moim rodzinnym mieście woła o pomstę do nieba. Ale do rzeczy. Mowa będzie o profesjonalistach, którzy żyją z fotografii w małych miastach.
Dostałem zlecenie z gazety na zrobienie reportażu ze studniówek, i tak się złożyło, że tydzień po tygodniu natknąłem się na ten sam zespół fotografów wynajętych przez obie szkoły. Zaznaczę, że fotograf działa na rynku ho ho a może i dłużej.
Pierwsze co mnie zdziwiło, to fakt, iż przy zdjęciach grupowych rozstawili sobie dwie chińskie lampy studyjne, bodaj 200-setki z parasolkami. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że ów lampy wyzwalane były nie przez radio, a przez fotocelę! I teraz wyobraźcie sobie - studniówka na ponad 300 chłopa, 10 ludzi z "małpkami" i kilku fotoreporterów. Uwierzcie mi, większego cyrku w życiu nie widziałem. Profesjonaliści chyba z 10 minut po ustawieniu klasy próbowali robić "dobrą" fotkę, bo co chwila ktoś z pentaxem i innym mniejszym sprzętem wyzwalał im lampy. Pytam ich, czemu nie wpięli sobie radia żeby bezstresowo zrobić zdjęcia. Ich miny jako odpowiedź na moje pytanie to coś w stylu: [uśmiechnę się, bo wypada, przytaknę ale nie wiem o co kaman].
Drugie zdziwienie kilka dni po drugiej studniówce, moje spotkanie ze znajomą. Z ciekawości poprosiłem ją o zdjęcia z jej studniówki (miała ją 2 lata temu) wykonywane oczywiście przez ten sam zespół ekspertów fotografów. Uwierzcie mi, pytałem ją kilka razy, czy ta płyta to aby przypadkiem nie zlepek wszystkich zdjęć jakie zrobili kumple z klasy. Nie widziałem gorszej szmiry z kompakta mojej mamy. Pomijając fakt, że zdjęcia nie tknięte wynalazkiem zwanym "obróbka", na każdym balans inny, zdjęcia nieostre, kadry jak się chce, pełno sufitu. Krótko: katastrofa.
Kolejne zdziwienie. Pytanie tegorocznych maturzystów o wydatek na fotografa. Cena 50 zł za płytę zdjęć i film. Razy 150 chłopa daje nam sumkę 7500 zł - za kotleta, którego lepszego robiła znajoma reporterka w zastępstwie za fotografa.
Szczerze, chciałem powiedzieć swoje na ten temat. W małych miasteczkach, banda monopolistów kasujących za zdjęcia rodem z imienin cioci Krysi robionych przez pijanego wujka Zenka. Co gorsza, nie przemówisz do rozumu ludziom, którzy - jak słusznie zauważył znajomy rychu z forum - uważają, że jak nie masz studia w centrum miasta to jesteś G.... nie fotograf. Zdjęć tego cudownego "zlecenia" owych fotografów nie wrzucam z przyczyn oczywistych.
Jak macie podobne historie w tym temacie to dawajcie. Ja po sobocie dopiero ochłonąłem
Szukaj
Skontaktuj się z nami