Witam Wszystkich miłośników fotografii.
Na wstępnie jako nowy na forum chciałbym się przywitać i powiedzieć kilka słow o sobie.
Przygodę z fotografią zacząłem od Zorki 4, koreksu, Krokusa i torebeczek z tajemnymi proszkami zastępującymi Photoshopa. Potem marzenie, piewrsza lustrzanka z obiektywem kitowym (Helios) no i upragniona portretówka Pentacon 135. No a potem to już zgórki przez lata do stajni Nikona. Zawsze to trochę zdjęć mozna porobić i w sprzęcie pogrzebać.
No i tu wracam do tematu wątku.
Jest sobie Sigma 18-250 OS HSM z niedziałającą stabilizacją. Zdjęcia robi całkiem w porządku, nie widać żadnego wpływu uszkodzenia stabilizacji. Stabilizacja jest po prostu martwa nie reaguje na ustawiwnia przełącznika OS. W położeni do dołu lub góry przy potrząsaniu obiektyw wydaje odgłos lekkiego grzechotania. Inna Sigma, co prawda tylko 18-200 jak i Nikkory są cichutkie. Obecnie leży sobie na tacy w kawałkach, przyznam się że podziwiam inżynierów jak oni byli w stanie taką ilość elementów zmieścić w relatywnie niedużym obiektywie.
Oglądając relacje z naprawy Nikkora w wykonaniu kolegi TOP67 wydawało mi się że w tym przypadku też powinno się szukać jakiś zaczepów, czy elementów unieruchamiających soczewkę stabilizacji przy jej wyłączeniu. Niestety tak jak widać na zdjęciu mamy dwa "dekielki" poruszające się względem siebie w oparciu o 3 kuleczki.
Oczywiście wiem że prąd przepływający przez elektromagnesy będzie stabilizował soczewkę ale przy odpięciu obiektywu od aparatu żródło prądu znika a przecież grzechotania soczewki w poprawnie działającej stabilizacji nie słychać.
W tym miejscu stanąłem i mam gorącą prośbę do doświadczonych kolegów o poradę jak dokończyć naprawę tego uszkodzenia. Być może do wymiany jest flex ale i tak nadal nie rozumiem tego patentu stabilizacji w wykonaniu inżynierów Sigmy.
Pozdrawiam serdecznie.
Szukaj
Skontaktuj się z nami