Ogólnie sprawa przedstawia się tak. Niedawno miałem zlecenie na chrzest. Zabrałem swoje arty a zoomy zostawilem w domu. Stwierdziłem że nie ma się co objuczać sprzętem. Najdłuższą ogniskową była 85. Zwykle to w zupełności wystarcza także pewny ruszylem do kościoła. Na miejscu rozpakowałem sprzęt, ubrałem szelki z aparatami, założyłem pas z sakwami, obiektywy znalazły się na swoim miejscu. Sprawdziłem czy wszystko działa i byłem gotów do akcji. Z racji tego że klienci jeszcze się nie pojawili postanowiłem znaleźć pastora żeby z nim pogadać co i jak. Pierwszym zaskoczeniem było to że pastorem była kobieta. Potem było juz tylko gorzej. Na wstępie zabiła mnie informacją że w czasie chrztu nie można robić zdjęć. Zrobiłem wielkie oczy ale stwierdziłem że najwazniejszy jest spokój. Zapytałem więc czy jest jakiś moment w którym będę mógł jednak upamiętnić ten moment dla rodziców. Pani pastor wskazała mi dwa momenty w ułożonej przez siebie liturgii gdy będę mógł zrobić kilka zdjęć. Zapytałem też gdzie będę mógł wowczas stanąć. Wtedy zostalem dobity wiescią że mam usiąść w ławce z gośćmi i się nie ruszać żeby nie przeszkadzać. Wziąłem głęboki oddech i jedyne co mi przeszło przez myśl to to że nie mam 70-200 i że pragnę. Skończyło się tym że nagiąłem nieco zasady i zrobiłem kilka zdjęć ale widziałem spojrzenie Pani pastor. Ta sytuacja dała mi do myślenia.
Szukaj
Skontaktuj się z nami