Patrz jakoś nikt nie zwrócił mi jeszcze uwagi na wadę wzroku... Czyli albo coś się zmieniło albo ktoś mnie tutaj robi w bambuko
Szukaj
Patrz jakoś nikt nie zwrócił mi jeszcze uwagi na wadę wzroku... Czyli albo coś się zmieniło albo ktoś mnie tutaj robi w bambuko
Mnie bardziej interesuje przód, zwłaszcza przy nocnych zjazdach przez las.
Ale na tyłach też coś mam. O takie: http://www.cateye.com/en/product_detail/468
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Koledzy bajkowcy, może coś doradzicie. Wybieram się po weekendzie majowym na 5 dni w okolice puszczy białowieskiej i szukam bazy na wypady rowerowe. Baza musi być w jednym miejscu, bo będą z nami małe dzieci i nie chcemy zmieniać noclegowni. Gdzie najlepiej pod kątem cenowym i praktycznym na wypady rowerowe? Na razie obstawiam Hajnówkę, ale może lepiej gdzieś indziej?
pzdr
goblinos
Fuji
wczoraj machnąłem 120 km szosą, co robić z wariatami w autach, którzy jadą na 3-ciego?
niby niedziela i mały ruch a z 10 razy musiałem siarczyście zakląć bo co niektórzy traktowali mnie jak powietrze
cóż większość trasy to była droga krajowa (nr 5 )
najlepszy był gość wyprzedzający inny pojazd, który pędził na mnie i minął mnie o pół metra (pewnie miał ze 130)
czułem się jak na jakieś piekielnej karuzeli
Cóż Vuki, rowerzysta to w Polsce nadal twór na poły przezroczysty.
Jeżdżę rowerem, samochodem i motocyklem. Raczej dużo. Rowerem jakieś 5-6tys. rocznie.
Zdaję sobie sprawę, że problemem jest dostrzec jednoślad zbliżający się z tyłu - "martwe strefy" lusterek, słupki dachowe... Tylko, że najgorsze wymuszenia pierwszeństwa na rowerze i na motorze, miałem jak dotąd w wykonaniu "samochodziarzy" jadących z przeciwka. "Klasyczny" skręt w lewo (z punktu widzenia winowajcy) przez mój pas ruchu. Przyczyna śmierci w bodaj ok. 25% fatalnych wypadków z udziałem motocyklistów...
Nie wiem jakie statystyki na rowerze, ale tak ze 3 razy, przez ostatni rok, zabrakło mi centymetrów do szpitala lub czegoś gorszego.
I za każdym razem delikwent(ka) twierdził(a), że mnie nie widział! Jadąc na wprost mnie!
Zazwyczaj dzieje się to przy świetle dziennym, zresztą i tak niemal zawsze jeżdżę z "mrygającym" oświetleniem (tak, z przodu to nawet nielegalne... mogą mi naskoczyć, to zwiększa moje szanse). Do tego poruszam się przez większość roku w kamizelce koloru "policjant na służbie", mam 185cm wzrostu i siedzę na 28" rowerze... No żesz k... Jak można nie zauważyć takiego obiektu?!?
Jak dla mnie to tylko durne tłumaczenie faktu braku umiejętności oszacowania prędkości jednośladu. Niektórym nie dociera do dyni, że nie tylko samochody mogą jechać ponad 30km/h.
Druga, chyba najczęstsza, niebezpieczna sytuacja: poruszam się ścieżką rowerową wzdłuż ulicy (nieistotne czy jest to wydzielony pas ruchu na jezdni, czy osobny 'chodnik').
Wyprzedza mnie samochód i za kilkanaście metrów daje po hamulcach, skręca w boczną ulicę przecinając moją ścieżkę. Często dodatkowo zatrzymuje się na niej, żeby np. przepuścić pieszych.
Czekam na moment, kiedy taki delikwent wykona ten manewr mając mnie z boku, a nie kilka metrów za sobą. Dlatego po mieście niemal cały czas poruszam się z dwoma palcami każdej ręki na klamce hamulca. Technika zalecana motocyklistom. Na rowerze też zdecydowanie przydatna. Być może ratująca życie?
O kolesiach/koleżankach wyjeżdżających mi przed nosem z podporządkowanych nie wspominam. Norma i najłatwiejsze do przewidzenia. Niemal codzienność. Wyczuwam to już na tyle, że często zwalniam wcześniej tak, aby w ogóle nie musieć hamować.
Najbardziej boję się i tak tych, których nie widzę. Wyprzedzających mnie. Dlatego skracam do możliwego minimum poruszanie się bezpośrednio po ulicy na mojej codziennej trasie.
Smutne, ale w tym kraju jeszcze długo jazda rowerem po mieście będzie sportem ekstremalnym. Po za miastem, na trasach 'samochodowych' to już pachnie niestety planowym samobójstwem. Gdzie pytanie nie brzmi "czy", tylko "kiedy".
I żeby nie było, że kreuję się na jedynego sprawiedliwego. Absolutnie nie jestem święty. Lubię jeździć szybko i dynamicznie każdym rodzajem pojazdu, którym poruszam się. Co czasem oznacza mandat za prędkość, najczęściej w jakiejś zapadłej i bezludnej dziurze, suszarką zza krzaka
Tylko, że wydaje mi się, że znam granice (i nie przekraczam ich), które określają punkt, od którego moja jazda staje się zagrożeniem dla innych.
Żyj i daj żyć...
Ostatnio edytowane przez TomaszR ; 19-04-2011 o 00:25
Ja zauważyłem, że im profesjonalniej jadę ubrany, tym kierowcy mniej mnie szanują. Dotyczy to raczej jazdy po mieście, bo do typowej jazdy po szosie, to mam na szczęście w miarę blisko do Czech. Jak jadę mieszczuchem w cywilnych ciuchach, to omijają mnie zachowując przepisowy metr odstępu. Jak jadę ubrany w lajkrę na trekingu czy MTB, to zaczyna się festiwal mijania na gazetę.
Ja na taką specjalność jak ktoś mnie mija o gazetę mam w torbie specjalne kamienie. A rzucam bardzo mocno i bardzo daleko...
Ja jeżdżąc po Warszawie, zwłaszcza po szeroko rozumianym śródmieściu, staram się jechać w miarę blisko środka pasa. Na rondach zupełnie środkiem pasa. Wtedy po pierwsze raczej ciężko mnie zignorować, a po drugie w razie czego mam dobry kawałek miejsca do szybkiej ewakuacji. Oczywiście staram się nie być aspołeczny i tam gdzie jeździ się szybciej, trochę się chowam. Natomiast ścieżek przy ulicach gdzie jest dużo przecznic boję się strasznie - większość kierowców przecina je bez zastanowienia. Przeważnie wolę już być na jezdni.
Zawsze lampki (migające z przodu i z tyłu, z przodu cały dzień), zawsze kask. W mieście wydaje mi się on znacznie bardziej potrzebny niż kiedy skaczę na trialówce.
Jeżeli chodzi o wyprzedzanie, to osobiście zauważyłem, że w Warszawie nie ma aż takiej tragedii. Przez te kilka lat kiedy intensywnie poruszam się po mieście na rowerze, przypadek wyprzedzania z niebezpiecznie mały odstępem zdarzył mi się raptem kilka razy, w tym raz był to radiowóz
Większą cześć drogi do pracy jadę po wytyczonej DDR, jednak są dwa odcinki zaraz po wyjeździe z domu oraz przed sama firmą, gdzie muszę jechać po stosunkowo wąskich, wytyczanych jeszcze przez Niemców drogach. Też nie jeżdżę przyklejony do krawężnika, zwłaszcza jak po przeciwnym pasie jedzie sznurek aut, jednak niektórym się wydaje, że się zmieszczą, albo starają się wymusić na mnie zjechanie, tyle, że nie wiem gdzie, gdyż drogi są pozbawione pobocza. Jeżeli w mojej ocenie, manewr wyprzedzenia mnie przez kierownika może w jakikolwiek sposób zagrozić mojemu bezpieczeństwu, w żaden sposób nie ułatwiam kierowcy wyprzedzenia mnie.
kiedyś zatrzymałem się na rowie i urwałem gałązkę z krzaka
jechałem tak trzymając ją w lewej ręce - było pięknie, nikt nie protestował
mam przygotowany patyk na końcu z czerwoną wstążką długości ok 0,7 m
zastanawiam się nad jego doczepianiem do lewej strony roweru
czy już weszła w życie ustawa o możliwości jazdy 2 rowerzystów obok siebie?
(choć dla mnie głupio sformułowali ten punkt bo można go różnie interpretować,
zawsze taka jazda parami będzie utrudniać ruch, ale za to dla rowerzystów bezpieczna)
Skontaktuj się z nami